Jaki jest wynik gry, nie wiem, nie pytaj mnie Jak na imię tej grze, tego nie wiem już też Wczoraj tak było tak, nie znaczyło zaś nie Nie mieszało się nam czarne z białym co dzień
Wczoraj niewinny tak, dzisiaj pionki w grze Wczoraj blekitny wiatr, dzisiaj duszny, zly sen Z drugiej strony mych snów, wszystko lepszy ma smak Bo w powietrzu jest luz i muzyka wciąż gra
Za ostatni grosz kupię dziś chociaż cień tamtych dni Za ostatni grosz wino z zielonych lat chcę znów pić
Kiedy zaczął się wić kręty, pochyły szlak Gdzie był pierwszy nasz krok w rozpadlinę bez dna Gdy srebrników garść przekonała nas, że Kiedy dają, to brać, każdy głupi to wie
Bilans zysków i strat prowadzimy od lat Nie ma czego w nim kryć, nie ma czego się bać Skąd więc na lustra dnie z progu każdego dnia Wita cię najpierw wstręt, potem brat jego strach
Za ostatni grosz kupię dziś chociaż cień tamtych dni Za ostatni grosz wino z zielonych lat chcę znów pić
Jolka, Jolka
Pamiętasz lato ze snu
Gdy pisałaś: ′tak mi źle'
Urwij się choćby zaraz
Coś ze mną zrób
Nie zostawiaj tu samego, o nie′.
Żebrząc wciąż o benzynę
Gnałem przez noc
Silnik rzęził ostatkiem sił
Aby być znowu w Tobie
Śmiac się i kląć
Wszystko było tak proste w te dni.
Dziecko spało za ścianą
Czujne jak ptak
Niechaj Bóg wyprostuje mu sny!
Powiedziałaś, że nigdy, że nigdy aż tak
Słodkie były, jak krew Twoje łzy
Emigrowałem z objęć Twych nad ranem
Dzień mnie wyganiał, nocą znów wracałem
Dane nam było, słońca zaćmienie
Następne będzie, może za sto lat.
Plażą szły zakonnice, a słońce w dół
Wciąż spadało nie mogło spaść
Mąż tam w świecie za funtem, odkładał funt
Na Toyotę przepiekną, aż strach.
Mąż Twój wielbił porządek i pełne szkło
Narzeczoną miał kiedyś, jak sen
Z autobusem Arabów zdradziła go
Nigdy nie był już sobą, o nie
Emigrowałem z ramion Twych nad ranem
Dzień mnie wyganiał, nocą znów wracałem
Dane nam było, słońca zaćmienie
Następne będzie, może za sto lat.
W wielkiej żyliśmy farmie i rzadko tak
Wypełzaliśmy na suchy ląd
Czarodziejka gorzałka tańczyła w nas
Meta była o dwa kroki stąd.
Nie wiem ciągle dlaczego zaczęło się tak
Czemu zgasło też nie wie nikt
Są wciąż różne koło mnie, nie budzę się sam
Ale nic nie jest proste w te dni.
Jolka, Jolka
Pamiętasz lato ze snu
Gdy pisałaś: ′tak mi źle'
Urwij się choćby zaraz
Coś ze mną zrób
Nie zostawiaj tu samego, o nie′.
Żebrząc wciąż o benzynę
Gnałem przez noc
Silnik rzęził ostatkiem sił
Aby być znowu w Tobie
Śmiac się i kląć
Wszystko było tak proste w te dni.
Dziecko spało za ścianą
Czujne jak ptak
Niechaj Bóg wyprostuje mu sny!
Powiedziałaś, że nigdy, że nigdy aż tak
Słodkie były, jak krew Twoje łzy
Emigrowałem z objęć Twych nad ranem
Dzień mnie wyganiał, nocą znów wracałem
Dane nam było, słońca zaćmienie
Następne będzie, może za sto lat.
Plażą szły zakonnice, a słońce w dół
Wciąż spadało nie mogło spaść
Mąż tam w świecie za funtem, odkładał funt
Na Toyotę przepiekną, aż strach.
Mąż Twój wielbił porządek i pełne szkło
Narzeczoną miał kiedyś, jak sen
Z autobusem Arabów zdradziła go
Nigdy nie był już sobą, o nie
Emigrowałem z ramion Twych nad ranem
Dzień mnie wyganiał, nocą znów wracałem
Dane nam było, słońca zaćmienie
Następne będzie, może za sto lat.
W wielkiej żyliśmy farmie i rzadko tak
Wypełzaliśmy na suchy ląd
Czarodziejka gorzałka tańczyła w nas
Meta była o dwa kroki stąd.
Nie wiem ciągle dlaczego zaczęło się tak
Czemu zgasło też nie wie nikt
Są wciąż różne koło mnie, nie budzę się sam
Ale nic nie jest proste w te dni.
Jolka, Jolka, pamiętasz lato ze snu
Gdy pisałaś: "Tak mi źle
Urwij się choćby zaraz, coś ze mną zrób
Nie zostawiaj tu samej, o nie"
Żebrząc wciąż o benzynę, gnałem przez noc
Silnik rzęził ostatkiem sił
Aby być znowu w Tobie, śmiać się i kląć
Wszystko było tak proste w te dni
Dziecko spało za ścianą czujne jak ptak
Niechaj Bóg wyprostuje mu sny!
Powiedziałaś, że nigdy, że nigdy aż tak
Słodkie były jak krew Twoje łzy
Emigrowałem z objęć Twych nad ranem
Dzień mnie wyganiał - nocą znów wracałem
Dane nam było słońca zaćmienie
Następne będzie może za sto lat
Plażą szły zakonnice, a słońce w dół
Wciąż spadało, nie mogąc spaść
Mąż tam w świecie za funtem, odkładał funt
Na Toyotę przepiękną, aż strach
Mąż Twój wielbił porządek i pełne szkło
Narzeczoną miał kiedyś jak sen
Z autobusem arabów zdradziła go
Nigdy nie był już sobą, o nie
Emigrowałem z ramion Twych nad ranem
Dzień mnie wyganiał, nocą znów wracałem
Dane nam było słońca zaćmienie
Następne będzie może za sto lat
W wielkiej żyliśmy wannie i rzadko tak
Wypełzaliśmy na suchy ląd
Czarodziejka gorzałka tańczyła w nas
Meta była o dwa kroki stąd
Nie wiem ciągle dlaczego zaczęło się tak
Czemu zgasło, też nie wie nikt
Są wciąż różne koło mnie, nie budzę się sam
Ale nic nie jest proste w te dni